Nad kolejną innością amerykańską przeszłam do porządku dziennego tak szybko, że dopiero wizyta moich rodziców mi o niej przypomniała. Moja mama, już drugiego dnia pobytu zapytała mnie, gdzie trzymam żelazko. Zaczęłam gorączkowe poszukiwania, próbując przypomnieć sobie, kiedy ostatni raz je używałam. Było to tak dawno, że aż wstyd było przyznać. W tej kwestii bardzo szybko przyjęłam zasady amerykańskie – czyli nieużywanie żelazka w ogóle ;)))
*
Pewnie większość z Was, którym zdarzyło się nie raz i nie dwa spędzić wieczór nad stertą ubrać, zastanawia się się jak to możliwe jest takie obywanie się bez żelazka. Cóż, w Ameryce wygodę i oszczędność czasu stawia ponad wszystko inne. Skoro jajka na twardo na półce markecie są czymś absolutnie normalnym i kupuje się je by oszczędzić mnóstwo czasu na gotowaniu tych surowych to i prasowanie jako takie zostało całkowicie wyeliminowane z życia codziennego.
SEGREGACJA PRANIA: UBRANIA CODZIENNE..
Jak to wygląda w praktyce? Przede wszystkim ubrania dzieli się na codzienne i eleganckie. Codzienne to wszystkie t-shirty, polówki, jeansy, piżamy, odzież sportowa, bielizna i skarpetki. Te pierzemy w domu w pralce i suszymy w suszarce. Pralka i suszarka to obowiązkowy zestaw każdej domowej pralni. Gdy opowiadałam, że znakomita większość rodzin w Polsce suszarki nie posiada – robili wielkie oczy i zastanawiali się jak sobie radzimy bez 😉 Po średnio 40min w prace i 40min w suszarce wyciąga się ubrania gotowe do powieszenia w garderobie. Powiem Wam, że jeśli coś nie jest z wybitnie gniecącej się tkaniny to po wysuszeniu w suszarce wcale nie wygląda na wymięte. Czasem zdarzy się jakieś małe zagniecenie, wiadomo, ale oj tam, oj tam, przecież (jakby to stwierdził mój Dziadek) nikt z tego strzelał nie będzie:).
Nikt takich “codziennych” ubrań nie prasuje (noo, może czasem Europejczycy mieszkający w USA) i nikt się tym zupełnie nie przejmuje. Zresztą jak się od razu wyjmie pranie z suszarki i powiesi na wieszaku (duże garderoby w domach znakomicie ułatwiają to zadanie – ja w szufladzie trzymam tylko bieliznę i piżamy, wszystko inne wisi na wieszakach) to tam dany ciuch się do reszty “wyprostuje” 😉
… ORAZ UBRANIA ELEGANCKIE
Druga kategoria to ubrania eleganckie – zazwyczaj jest to wszystko co nosi się do pracy – czyli wszystkie spodnie inne niż jeansy, męskie koszule, bardziej eleganckie sweterki, bluzki plus wszystkie ubrania wyjściowe takie jak sukienki, narzutki, żakiety, marynarki – praniem tego wszystkiego zajmuje się pralnia. Nazywa się to tutaj dry cleaning. Coś jak polska pralnia chemiczna, ale ze znacznie szerszym zakresem, bo w Polsce do czyszczenia zawozi się głównie płaszcze, kurtki i tylko takie rzeczy, których nie można wyprać w pralce. Tutaj oddaje się wszystko, co chce się mieć wyprasowane 😉
Podjeżdża się więc ze wszystkimi brudnymi ciuchami do pralni, która ma okienko jak w McDrivie, podaje przez szybkę i odbiera czyste po kilku dniach. W domkach jednorodzinnych jest jeszcze wygodniejsza opcja, coraz bardziej popularna – wystawiasz specjalne worki z ciuchami przed dom a dry cleaning po nie przyjeżdża i po paru dniach przywozi Ci czyściutkie, pachnące, pozawieszanie na wieszakach i przykryte folią. W blokach zaś coraz częściej można znaleźć specjalne szafki na odzież do prania. Gdy napełni się nasz worek z rzeczami do czyszczenia, po prostu zanosimy go do jednej skrytek i sms-em informujemy pralnię o, że pranie zostawiliśmy w skrytce tej i tej. Po kilku dniach pralnia wysyła smsa nam, że pranie czeka do odbioru w skrytce tej i tej. Także nawet nie trzeba wychodzić z bloku 😉
Muszę też dodać, że ceny za wypranie i wyprasowanie są naprawdę dość przystępne. Koszule męskie wychodzą naprawdę tanio, damskie sukienki nieco drożej. Jednak jeśli ktoś nie nosi eleganckich ubrań dzień w dzień, to naprawdę nie jest kwota odbijająca się na domowym budżecie.
*
Przyznam szczerze, że bardzo mi ta polityka odpowiada, bo mało jest domowych obowiązków, których nie znosiłam tak mocno jak prasowania 😉 No i ten komfort psychiczny, że mój chłopak nie poprosi mnie w życiu o wyprasowanie mu koszuli! W głowie ma zakodowane, jak dwa razy dwa, że od prasowania to jest czyszczalnia, a nie kobieta ;))) A wy prasujecie? Czy może unikacie tej czynności jak ognia? ^^
30 komentarzy
Joanna Marek
29 kwietnia 2015 at 18:56To Ci dobrze …..ja musze swojemu mezowi prasowac koszule do pracy. On uwaza, ze to czyste lenistwo Amerykanow i zbedne wydawanie pieniedzy . Ja piore i prasuje w domu. 🙂
kashienka
3 maja 2015 at 06:40To dlatego, że masz męża Polaka 😉 My mamy właśnie takie podejście do tego, że to zbytnie pójście na łatwiznę. Ale tego nie będę mówić mojemu B. 😀
Anonimowy
29 kwietnia 2015 at 18:59Zycie bez prasowania, ahhh, też bym tak chciała – ale przy trójce dzieci i mężu to wieczory spędzam nad deska do prasowania! Chyba muszę go namówić na przeprowadzkę;-)
kashienka
3 maja 2015 at 06:41Namawiaj, namawiaj! 🙂
lifemanagerka
29 kwietnia 2015 at 19:55Dobre :D. Ja sobie odpuściłam hurtowe prasowanie po każdym praniu. Zazwyczaj i tak w szafie ubrania mi się trochę gniotą i przez to musiałam je prasować dwa razy. Teraz robię to tylko przed zakładaniem i to oczywiście też nie wszystko prasuję, tylko to co naprawdę tego wymaga.
kashienka
3 maja 2015 at 06:42Ja dokładnie taką metodę stosowałam, gdy mieszkałam w Polsce 🙂
Monika
29 kwietnia 2015 at 23:51Racja! W Kanadzie tak samo. Żelazko zarasta kurzem:) z tym, ze maź prasuje jednak sobie koszule a do pralni chemicznej zanosimy już te ciuchy z nalepka 'dry clean only'. A kiedyś sie tyle naprasowalam!
kashienka
3 maja 2015 at 06:43Właśnie wyobraziłam sobie mojego B., który ma wyprasować sobie koszulę! Prędzej by w T-shircie do pracy poszedł :)))))))
Anonimowy
30 kwietnia 2015 at 15:48Nie szkoda im na to kasy…?
kashienka
3 maja 2015 at 06:45Nie, bo oni to traktują jako coś tak normalnego/koniecznego jak zapłacenie rachunków za prąd. Trzeba i już. 😉
Zielona Karuzela
30 kwietnia 2015 at 18:01Podejrzewam , że do tego nieprasowania też błyskawicznie bym się przyzwyczaiła 🙂 bo szczerze nie lubię tej czynności 🙂
Buziaki
Karolina z http://zielonakaruzela.pl
kashienka
3 maja 2015 at 06:45Mnie zajęło to mniej więcej tydzień, żeby przestać się wygłupiać z żelazkiem 😉
Monika Wyderka-Chodak
30 kwietnia 2015 at 20:02Hi Hi ja nawet w Polsce unikam prasowania. Rzeczy z grupy eleganckie wpycham do szafy i czekają na swoją kolej do prasowania tuż przed wyjściem.
kashienka
3 maja 2015 at 06:46Miałam tak samo – prasowanie 5 minut przed wyjściem, najczęściej na łóżku :)))
Zouzi Z.
30 kwietnia 2015 at 21:29Ja jak nie musze to nie prasuje, na mnie samo sie wyprostuje ?
http://malinoweciasteczka.blogspot.com
kashienka
3 maja 2015 at 06:47Hahahha – też wyznawałam kiedyś taką filozofię :)))))
Agnieszka, Dom na obcasach
30 kwietnia 2015 at 22:08Ja co prawda mieszkam w Polsce, ale nie pamiętam kiedy ostatni raz coś prasowałam 🙂
kashienka
3 maja 2015 at 06:50Całkiem amerykańskie zwyczaje masz w naszym kraju :)))
Ja nie prasowałam przesadnie często, ale mimo to czasem się za to znienawidzone prasowanie zabierałam.
Magda
1 maja 2015 at 15:17W takim razie mój amerykański mąż jest jakiś wyjątkowy bo gdy się do niego przeprowadziłam to i żelazko i deska do prasowania były na wyposażeniu 😀 (ale kupienie dobrej deski to jest dopiero wyczyn, prawie wszystkie złożone są z takiej drucianej siatki pokrytej cienkim materiałem i gdy prasujesz to ta kratka z siatki odbija się na ubraniach, po co w ogóle coś takiego produkować?)
kashienka
3 maja 2015 at 06:54Ale tutaj też na wyposażeniu zawsze i żelazko i deska zawsze są – tylko pokryte pajęczyna z racji bardzo sporadycznego używania 🙂 Nawet mój B. ma, choć prawdę powiedziawszy nie wiem czy wie, jak ich używać ;))))
A co do deski to nie wiem, JESZCZE nie miałam okazji spróbować 😛
LIFE STYLERKA
1 maja 2015 at 16:07To ja muszę mieć w sobie jakiś amerykański gen, ponieważ unikam prasowania jak tylko mogę. W zasadzie zimowych ciuchów w ogóle nie prasuję, tylko jeansy męża, ale to tez nie zawsze. Bardzo podoba mi się pomysł z tym oddawaniem ciuchów do pralni:).
kashienka
3 maja 2015 at 06:51Amerykański gen<3
Jeansów prasować nie trzeba, bo się doskonale rozprostowują na nogach!
A pomysł z ciuchami do pralni, jest mega wygodnicki, ale faaaajny 🙂
Agnieszka SportyGirl
6 maja 2015 at 16:34To brzmi dla mnie jak ideał 😀 Prasowanie jest dla mnie najgorszą karą i wiele mogę zrobić żeby tylko nie prasować
kashienka
7 maja 2015 at 01:48To koniecznie rozważ przeprowadzkę do USA – tutaj nie będziesz musiała tykać żelazka 😀
Justyna
26 stycznia 2017 at 08:38Z niecierpliwością czekam na każdy Twój nowy wpis na temat takich “dziwactw”. Tym wpisem akurat mnie zmartwiłaś, bo lubię prasować ( tak, można to lubić) a za 3 miesiące przeprowadzam się do USA – i jak ja będę żyć bez żelazka?
kashienka
30 stycznia 2017 at 18:31Ależ absolutnie nie musisz rezygnować z prasowania tutaj! Po prostu przygotuj się na zdziwione spojrzenia od czasu do czasu 😉 Cieszę się, że posty z cyklu inności Ci się podobają! 🙂
Aina
18 czerwca 2018 at 22:02Szczerze? Nigdy w zyciu nie trzymalam zelazka w ręku i akurat w tej kwestii szybko bym się w stanach odnalazla xD o ile rozumiem prasowanie eleganckich ciuchow (ktore nosze tylko na jakies okazje) tak nie rozumiem, po co prasowac jeansy i T-shirty:)
kashienka
1 sierpnia 2018 at 00:11Mam dokładnie takie samo podejście 😛
lola3934
26 kwietnia 2019 at 21:46Im więcej wpisów z tego bloga czytam, tym bardziej dochodzę do wniosku, że powinnam zacząć odkładać na przeprowazkę do Stanów, bo moja filozofia życia jest o wiele bardziej amerykańska, niż polska, co zaczyna robić się niepokojące. ?
kashienka
29 kwietnia 2019 at 20:25Hehehehehe, rozbawił mnie Twój komentarz! 😀